Dobrze? Świetnie.

Jest dobrze. Naprawdę. Mam dach nad głową, czym nie mogą sie poszczycić wszyscy obywatele tego kraju. Dach nie jest do końca mój, bo nie stać mnie na nowe mieszkanie, a państwo raczej mi żadnego nie da. Dlatego mieszkam z babcią, bo babcia mieszkanie ma z czasów PRL-u, bo wtedy jej dali. Teraz już jest zupełnie jej, własne prawdziwie, z wpisem do księgi wieczystej i innych ważnych dokumentów. Dlatego babcia mieszkanie ma, a ja mam pokój. 8 metrów kwadratowych.  Przecież to jest luksus dla młodej, rozwijającej sie kobiety… no dobra, nie takiej już młodej i z tym rozwojem bym też nie przesadzała, ale luksus jest. Fakt, że pokój ten zajmuje z córką niewiele pewnie zmienia.

Tylko tyle, że w pokoju po postawieniu dwóch łóżek i szafy zostaje tyle miejsca, żeby akurat się do tychże Łózek przecisnąć. Ale przecież dach nad głową mamy, wiec jest dobrze. Może i chciałabym mieć więcej przestrzeni własnej. Ale niestety cena mieszkania za metr wywołuje u mnie zawroty głowy. Ponad cztery tysiące to kwota, które nie jestem w stanie zarobić ciągu miesiąca. A nawet gdybym była, to przez rok uzbierałabym na 12 metrów. Oczywiście zakładając, że przez ten rok tylko bym pracowała, nie jadła, nie płaciła rachunków i w ogóle nie robiła nic poza praca. No i moje dziecko zostałoby zahibernowane na ten okres, żeby również nie generowało wydatków. Jednak tak długo, jak się na to nie zanosi, tak długo musze godzić się z tym, że mój dach nad głową nie jest mój i nie chodzi mi o to, że mój sufit jest czyjąś podłogą.

Poza tym skoro nie zarabiam tych 4 tysięcy miesięcznie to reszta też nie jest taka różowa. Czy ja się żalę? Nie, bo nie mam na to ochoty, bo wolę myśleć pozytywnie i koncentrować się na rzeczach dobrych. Ale fakt, że tak wiele osób zarabia jakieś śmieszne pieniądze, to jest chyba skandal. Dorośli ludzie, ciężko pracujący w swoim zawodzie, także tacy pracujący w nim ponad 20 lat, którzy zarabiają poniżej 1500 to jest coś niepojętego. A jednak dość naturalnego, bo zdarza się często. W takim wypadku pozostaje mi przyznać racje mojemu tacie, który twierdzi, ze te pieniądze to na razie płacenie za to, że ktoś do pracy w ogóle przyjeżdża. Teraz powinni jeszcze płacić za to, ze siew tej pracy pracuje. A to niestety pracownik robi już w tak zwanym gratisie.

A jednak pojawiające się zestawienia prezentujące średnią płace krajową tchną optymizmem. 3800 brutto. Pomijam to, że podawanie płacy brutto jest jak podawanie długości penisa wraz z kręgosłupem i trzeba zastosować szereg działań matematycznych, żeby w ogóle wiedzieć ile to wychodzi pieniędzy realnych, które pracownik dostaje do użytku własnego, a nie do dyspozycji państwa. Fakt jest taki, że dla mnie 3800 brutto jest zaskoczeniem, bo nadal nie wiem kto zabiera moje pieniądze? Pewnie jest taki ktoś, przez kogo ja mam mniej, żeby on miał więcej. Tylko niestety śmieszne jest to, że jak 10 pracowników zarabia 2 000 a szef zarabia 20 tysięcy, to średnio im wychodzi 3600. Czyli średnia zakładowa jest całkiem niezła, tylko w sumie nie ląduje w niczyjej kieszeni.

Ale czy jest źle? Nie jest. Mam dach nad głową. Mam co jeść. Mam się w co ubrać. Moje dziecko także nie cierpi biedy. A że odbywa się to moim nieludzkim wysiłkiem i kombinatoryką, której poziomu nie osiągnęłam nawet na maturze z matematyki, a dopiero w dorosłych życiu … nikogo to przecież nie interesuje. A inni mają jeszcze gorzej. Dlatego, gdy nie mam sił, gdy wydaje mi się, że to wszystko nie ma sensu, gdy wstydzę się powiedzieć ile zarabiam, bo to już nie jest kwota śmieszna tylko zwyczajnie żałosna … Wtedy przypominają mi się słowa mojej córki, które przez pewien okres w życiu na każde pytania tak odpowiadała, każdą prośbę i propozycje tak kwitowała – Dobrze? Świetnie.  I jak sobie kilka razy powtórzę, to może nawet uwierzę.

Dodaj komentarz