Einstein Geniusz i … mężczyzna

Lubię Einsteina. To znaczy nie jako człowieka, bo się nigdy do tej pory nie zastanawiałam, jakim był mężczyzną, synem, bratem,mężem,ojcem… W ogóle nie zajmowało mnie jego życie prywatne. Lubię Einsteina jako naukowca. Lubię jego sposób podchodzenia do nauki, dowiadywania się nowych rzeczy o świecie, odkrywania ich, analizowania a potem przekazywania. Od zawsze otwartość jego umysłu i pomysłowość mnie fascynowały. I chyba dlatego, gdy zobaczyłam pierwszy zwiastun nowego serialu o Albercie Einsteinie – „Geniusz”, znowu pomyślałam „Oho serial dla mnie”. No i jeszcze Geoffrey Rush jako dojrzały naukowiec – wspaniale, trzeba oglądać.
1212 aByłam BARDZO cierpliwa, bo poczekałam, aż będą dwa odcinki, żeby w trochę bardziej zmasowanej formie niż pojedynczy to obejrzeć. I udało mi się to wczoraj.
To po kolei – podoba mi się.
Jako serial jest to bardzo ciekawa rzecz do oglądania. O ile w pierwszym odcinku rozumiałam wszystko, o czym mówili, to w drugim zaczęły się małe schody – niestety moja fizyka na poziomie szkoły średniej nie pozwala mi ogarniać wszystkich niuansów, o których rozprawiają naukowcy z politechniki. Nawet na przełomie XIX i XX wieku.
Ale nie przeszkadza mi to w przyjemnym odbiorze. Dobrze się to ogląda. Rozwiązania formalne też mi pasują, bo o ile filmowanie pod światło powodujące rozbłyski jest ogólnie niewłaściwe, to w tym serialu ma uzasadnienie, bo Einstein ciągle mówi o tym promieniu światła wędrującym to tu to tam i gonieniu go. Operator dogania.
Poza tym przeskoki z czasów, gdy Einstein był już uznanym naukowcem i wykładowcą do czasów, gdy dopiero próbował przekonać innych do tego, że jego sposób rozumienia świata i szukania odpowiedzi nie jest taki bezsensowny – bardzo dobrze wpływają na mój odbiór tego, co na ekranie. Nawet jak za długo jestem w jednym czasie to zaczyna mi brakować tego odniesienia.

A teraz o głównym bohaterze i innych występujących w filmie postaciach. Najcudowniejszym momentem był dla mnie ten, w którym w końcu na sali uczelni wyższej dostrzegłam kobietę. W sumie to nie spodziewałam się jej w żadnej retrospekcji, gdy nie ma jeszcze XX wieku i wiem, że kobieta na uczelni wyższej to był istny cud. Bardziej jakiejś kobiety szukałam na sali, na której Einstein wykładał, bo to już lata 30. XX wieku, więc nadzieja była…

Jednak ta kobieta, która pojawiła się na sali wykładowej, to wczesne lata życia Einsteina. Była nią Mileva Marić.
mileva
I tu moje zaskoczenie – nie znam. Wstyd trochę, ale aż tak fizyką się nie interesowałam, by poznawać naukowców z tej dziedziny. Poza tym dość szybko nabrałam przekonania, że to kolejna z serii kobiet o potężnych umysłach, które z historii są usuwane w prosty sposób – nie są traktowane poważnie, a cała ich praca trafia w ręce jakiegoś mężczyzny i on dzięki niej jest znany.
Szybko przemknę przez drugi odcinek serialu, w którym to Einstein z panną Marić nawiązał romans tyleż cielesny co intelektualny. To cudowne, gdy para po seksie jest w stanie porozmawiać o tym, co rozgrzewa umysły obojga. Mniej cudowne już jest to, że już w trakcie tego odcinka widać było, że Albert nie ma pojęcia z czym zmaga się Mileva. Jasne – jemu z ta krnąbrnością i brakiem autorytetów nie jest całkiem łatwo, ale trochę na własne życzenia. Jej nie było łatwo, bo była kobietą… mądrą… oczytaną… kulejacą. Miała przeszkody na każdym kroku i wcale nie chodzi mi o schody, po których musiała chodzić pomimo urazu stawu biodrowego w dzieciństwie i w efekcie jednej krótszej nogi.
Einstein chciał się z nią bawić fizycznie i intelektualnie. Nawet nie pragnął ustatkowania, bo małżeństwo nie było dla niego. Co też pokazał zrywając z poprzednią dziewczyna, która niby nie była narzeczona, ale dziewczyna miała pełne prawo sadzić, że ich znajomość w tym kierunku prowadzi… ale na horyzoncie pojawiła się już wtedy Mileva i chłopak stracił głowę… albo właśnie nie. Jedyne, co potrafił jej zaproponować, to bycie partnerką w łóżku i pracy. Naprawdę hojna oferta.
Tylko seks ma to do siebie, że może doprowadzić do czegoś więcej niż orgazmu, co okazuje się na koniec pierwszego odcinka, gdy zrozpaczona Mileva (chciała być naukowcem, a nie żona i matką) wraca do domu w ciąży.
m2

Po zakończeniu tego odcinka i po rozpaczy w oczach Marić pogrzebałam trochę w internecie, żeby już nigdy więcej nie było mi wstyd przed samą sobą, że nie wiem, kim ona jest. I już wiem – była serbską matematyczka i fizyczką, pierwsza żona Alberta Einsteina (a jednak), z którą miał troje dzieci. Ale znalazłam już usprawiedliwienie, czemu nie słyszałam o tej wybitnej kobiecie, która pomimo przeciwności losu potrafiła dostać się na politechnikę i nie tylko dorównać, ale przegonić wielu mężczyzn na niej. Pani Marić – czy też Einstein – przez 15 lat pracowała naukowo ze swym mężem, ale wszystkie efekty ich pracy były publikowane wyłącznie pod nazwiskiem męża. I już naprawdę nie chce mi się dociekać, co było ważniejszym powodem – czy to, że publikowanie przez kobietę było niemile widziane, a chcieli by ich teorie były traktowane poważnie, czy też fakt, ze panu Albertowi pasowało to, że ma do pracy dwie głowy, ale do spijania sukcesów już tylko własną.
1

Trochę mi przykro, że o ile tego Eisteina naukowca nadal lubię, to dzięki temu serialowi tego Einsteina mężczyznę lubię coraz mniej.

Dodaj komentarz